9 maja 2016 roku, poniedziałek, 6.00. Podekscytowani wyjeżdżamy do Zakopanego. Niby wszystko już wiemy i o tym mieście, i o górach. Kraków też znamy. Niby tak. Jednak jak powszechnie wiadomo, nie wszystko zawsze jest oczywiste. Dlaczego? Ponieważ najbardziej znane miejsca odkrywamy na nowo zawsze w najlepszym towarzystwie. Tak właśnie było podczas tej wycieczki. Niepozorny pensjonat stał się przytulnym schronieniem przed witającą nas mżawką. To nic, że chmury zakryły niebo, nie zdążyły nas zmoczyć. Krzeptówki, Krupówki, Gubałówka i cudny zjazd koleją linową z Szymoszkowej – widoki takie, że dech zapiera. Giewont uśmiechał się do nas przez trzy dni, jakby chciał zaprezentować się z jak najlepszej strony. Dzień drugi – przeprawa życia. O ile Dolina Kościeliska przywitała nas soczystą zielenią i zapachem świeżo wyrabianych serów, o tyle na widok drabiny prowadzącej do Smoczej Jamy niektórym nogi się ugięły. Wejście w pionie, po łańcuchach i w ciemnościach przy akompaniamencie  „Anielskiego orszaku” (z radością wygrywanego przez Dominika) zwiastowało najgorsze – prawie niemożliwe wyjście po śliskich, obłych kamieniach. Widok ubłoconych, ale jakże szczęśliwych uczniów – nie ma nic piękniejszego! Adrenalina – oto antidotum na strach. Zmęczeni jeszcze zobaczyliśmy kapliczkę na Jaszczurówkach i powrót do pensjonatu, a tam smaczny obiadek i pyszne ciasto, którym bezkarnie objadałam się z p. Michałem. Troszkę sentymentalnie zrobiło się po 20.00, kiedy to na ognisku śpiewom i tańcom nie było końca. Hit wycieczki – „Oczy zielone”, wyśpiewywany z radością przez panów, wprawiał niemalże w zachwyt. Skrzące iskierki w ciemnościach błyskały przypominając, że wszystko ma swój koniec. Tak, wszystko. Następnego dnia zobaczyliśmy Kraków – królewski gród. Piękny jak zawsze i jak zawsze pełny turystów. Dobrnęliśmy do końca. Lamy i inne zwierzątka błąkające się bezwiednie po pokojach, wystraszony na widok nas - siedzących po turecku w ciemnościach – Radek, Paweł w różowych, włochatych bamboszach, czarownica Wiki w kwiecistej chustce, która straciła głos, trzpiotka Julka, filozof Szymek, optymistka Gosia, parasolniczka Ola… .

Podróż – najpiękniejsza z form poznawania świata i ludzi. Uczy lepiej niż niejedna lekcja. Ta pokazała, że nieistotne dokąd się jedzie, ważne z kim.  Za te trzy dni DZIĘKUJĘ WAM.

  Edyta Sałek